Słowa dotrzymuję. Przynajmniej się staram. Przekładaniec przekładany dziś będzie krajobrazami i historiami z Irlandii oraz tak zwaną kompetencją. Wykazaliście się nią, ku naszej ogromnej radości. Wspaniałych prac konkursowych nadeszło ponad czterdzieści. I każdą przeczytaliśmy z należytą uwagą.
Rozparła nas duma, że mamy takich mądrych czytelników i chwaląc się waszymi osiągnięciami streszczenia posłaliśmy nie tylko do Galway do Atlantic Language School, ale żeby było jeszcze uroczyściej, także do Ambasady Irlandii w Polsce oraz do naszej Ambasady w Dublinie. Niech wiedzą jaką mamy zdolną, mądrą i zakochaną w Irlandii młodzież.
Nie wszyscy okazali się od razu gwiazdami literatury polskiej, ale wszyscy, jak na udział w konkursie czyli competition przystało, okazali się kompetentni.
Przysłaliście eseje i opracowania irlandzkich mitów. Oryginalne opowiadania i nawet prezentacje multimedialne. Głowiliśmy się długo jak tu znaleźć zwycięzcę! Jak nie skrzywdzić nikogo! Kurs w Atlantic Language School w Galway tylko jeden, a przy tak wspaniałych plonach każda nagroda, nawet cenna książkowa, wydawała nam się zbyt mała. Więc nagród mało, a nam się marzy by pokazać Europie i światu, że gdzieś w Polsce "przedakcesyjnej" wprawdzie jeszcze, już kryją się prawdziwi młodzi Europejczycy. Ale tak stać na rogatkach miasta i wołać o waszych zwycięstwach, to przecież nie przystoi, a poza tym cóż to by był za odbiorca, w swej liczbie mniejszy przecież niż odbiorca naszego pisma.
I tak mijając te rogatki, znaleźliśmy niewielkie podwórko z całkiem sporą anteną satelitarną. No jasne. Jak o waszych sukcesach mówić, to tylko przez satelitę. Zapukaliśmy do Telewizji Puls w Warszawie. Przyjęli nas, a jakże, oddając Wam, Irlandii i tylko troszkę nam, studio na całą godzinę. Nawet sprowadzili do studia zespół Carrantuohill, który laureatom pięknie po irlandzku zagrał.
Ale nie myślcie, że konkurs zakończył się w pięknym stylu tylko dla trójki laureatów. świat dowiedział się o was wszystkich. O czytelnikach The World of Englishó i o uczestnikach konkursu. W studio TV PULS w Warszawie reprezentowali was Marek Kacprzak - zwycięzca, Ania Dampc laureatka II nagrody i Kalina Szary która wywalczyła sobie III miejsce.
Wszyscy z rąk bardzo zajętej Irlandzką Prezydenturą w Unii Europejskiej, Ambasador Irlandii, pani Thelmy Doran odebrali nagrody.
Marek, szczęściarz, oczywiście pojedzie do Atlantic Language School do Galway. Wyróżniliśmy Kasię Kamińską z Piekar śląskich, doceniliśmy także ogromne starania kolejnych sześciu osób, które zaprezentowały bardzo ciekawe prace. Tomiki poezji irlandzkiej pewno już dotarły do Pauliny Grądek z Kielce, Piotra Ciołczyka z Jaworzna, Piotra Tomsi z Olkusza, Joanny łoś z Białegostoku, Stanisława Studenckiego z Oleszyc i Natalii Miotk z Przyjaźni.
Wszystkim gratulujemy, a fragmentami nagrodzonych prac dzielimy się tu i teraz. Najpierw Marek. Zaczyna tak: "I kocham Cię jak Irlandię". Co by tu kochać, pomyśli przeciętny mieszkaniec Polski. łąki, bagniska, pastwiska, skaliste klify, ponure torfowiska, mały poziom urbanizacji i pełno barów z tanim piwem. Irlandia? Polak uważa, że to kraj chłodu, często padających deszczy i wszechobecnej wilgoci, a klasyczny Irlandczyk to rolnik... po spożyciu oczywiście. Przeciętny Polak wie, że Irlandia należy do Unii Europejskiej i że większość Irlandczyków jest wyznania katolickiego. A więc dla przeciętnego Polaka TA Irlandia to taka Polska chłodna i wilgotna, gdzieś daleko. Powtórzmy z całą mocą: I CÓŻ TU KOCHAĆ???
Tak zaczyna, ale rozważa potem ciekawie i historię i geografię i kulturę. Studiuje kawałek po kawałku coś co niby dla niego nowe, ale gdy czytamy opis Galway i pobliskich Wysp Aran zaczynamy się jednak zastanawiać czy Marek przypadkiem nie jest stałym bywalcem Szmaragdowej Wyspy? Skąd on tyle wie?
Wyjaśnienie przychodzi z ostatnim akapitem eseju: Uff... Mogę być z siebie dumny, że zmieściłem się w owym "barbarzyńskim", bo ą0-stronicowym ograniczeniu.
Zdaję sobie jednak sprawę, że wiadomości tu przedstawione odnośnie kultury i historii, czasów przeszłych i teraźniejszych są żenującą pseudo namiastką tego, co miało i ma miejsce.
Należy jednak zadać sobie pytanie. Czy na podstawie zawartej tu szczątkowej wiedzy można pokochać Irlandię?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Ocenę pozostawiam dociekliwości czytelnika. Pewny jestem jednego, a mianowicie tego jak zagłębianie się w trudno dostępne źródła w postaci książek i przewodników, wpłynęło na mój stosunek do Zielonej Wyspy.
Odkryłem to czego na pierwszy rzut oka nie widać. Poczułem przeszłość. Chciałbym tak stanąć na skalistym klifie o zmierzchu, świadomy, że przede mną stali tu wikingowie, a przed nimi Celtowie w oczekiwaniu na statki z ich bliskimi zbliżającymi się do brzegu. Chciałbym spojrzeć w niebo i ujrzeć te same konstelacje, które oglądane były przede mną. Chciałbym odetchnąć świeżym powietrzem ciągnącym z nad morza i zamknąć oczy. I tyle...
Wszystko jasne. Marek nie był jeszcze w Irlandii, a co ciekawsze swój esej nazywa "barbarzyńskim" ograniczeniem.
Ania Dampc, laureatka drugiej nagrody, nie narzeka na ograniczenia, a jej esej o Irlandii przypomina przepięknie pleciony irlandzki tweed. To opowieść o krajobrazie, historii, literaturze. Są w niej tłumaczone wiersze, cytaty. Bardzo zgrabny wywód.
Ania odkrywa przed czytelnikiem różne drobiazgi. Takie kobiece także: Claddagh ó cóż to takiego? Po pierwsze: dzielnica Galway leżąca nad ujściem rzeki Corrib. Po drugie: najsłynniejszy pierścień Irlandii. Czyżby ten pierścionek był inny niż zwykle widywana biżuteria w sklepach jubilerskich? Oczywiście, że tak, pochodzi przecież z Zielonej Wyspy, gdzie wszystko jest niezwykłe i niepowtarzalne...
Na pierścieniu widzimy dwie dłonie trzymające serce, nad którym znajduje się korona. Jest to symbol przyjaźni, wierności i miłości. Pierścień może służyć jako pierścionek zaręczynowy albo wskazywać na stan wolny, w zależności od sposobu jego noszenia: koroną lub sercem do paznokcia.
Prawdopodobnie pierwszym jubilerem, który wykonał ten złoty krążek w ok. 1700 r., był Richard Joyce. Ciekawe, która z kobiet nie chciałaby otrzymać zapewnienia o stałych, gorących uczuciach swojego partnera w formie tego niepozornego, ale jakże romantycznego pierścionkaó Niestety, wiadomo od dawna, że mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus, trudno więc o jakąkolwiek nić zrozumieniaó
,,Kocham Cię jak Irlandięó" Obiekt naszych uczuć powinien docenić wagę tego wyznaniaó Wobec Zielonej Wyspy nie można pozostać neutralnym, "Obyś był zimny albo gorący!" (Ap3,15). Innej możliwości nie ma.
Trzeba jednak zauważyć, że Irlandia jest wprost stworzona po to, by ją kochać. Więc nad czym się tutaj zastanawiać? Do dzieła! Ocieplmy trochę chłodne zakamarki nasz serc. Miłość, zwłaszcza do Irlandii, to nie grzech...
Zupełnie inaczej do sprawy podchodzi Kalina Szary. Jest w gronie tych osób, które na formę swej konkursowej pracy wybrały opowiadanie. óeby zachęcić was do przeczytania opowieści Kaliny zacytuję fragmencik, z samego środka:
Było ciepłe sierpniowe popołudnie. Siedziałam w ogrodzie z Derrym i Catherine. Każde z nas czytało swoją książkę. Przewróciłam ostatnią kartkę i podniosłam wzrok.
- Naprawdę świetne - stwierdziłam.
- To moja ulubiona książka - powiedziała Catherine. Pomyślałam, że powinnaś ją przeczytać. Derry pewnie kazałby ci czytać "Krótką historię Galway", ale nie sądzę, żeby to było tak interesujące.
- To byłby lepszy wybór - stwierdził Derry. Nie rozumiem, czym się tak zachwycacie. Uważam, że Macken napisał lepsze książki od tej. Chociażby "The Silent People". Nie poznasz dobrze Irlandii, czytając romanse.
- Może nie pozna dobrze prawdy historycznej, faktów. Ale będzie jej łatwiej zrozumieć Irlandię i Irlandczyków, Derry. Zresztą wszystkie kobiety uwielbiają książki o miłości...
A ja, kończąc ten dość nietypowy felieton, mam wrażenie, że ogłoszony przez ISC i The World Of Englishó konkurs "I kocham cię jak Irlandię" pokazał wszystkim narzekającym na młodzież, że nie mają racji.
Nie tylko jesteście wspaniali, ale tak jak w konkursie o Irlandii potrafiliście opowiedzieć swoją miłość, tak potraficie marzyć i opowiadać samych siebie. I to jest bardzo cenne.
Mój wieszczący mąż z umiejętnością "opowiadania siebie" łączy nasze pomyślne dni w unijnej Europie. Nie będzie nam w niej źle, jeśli potrafimy tak jak Irlandczycy uchronić i opowiedzieć innym naszą własną historię.
Kto wie, może przyjdzie czas, że latem w naszej polskiej Dowspudzie prócz irlandzkiego ceili odważymy się na zbójnickiego i kujawiaka?
I z takim pytaniem was zostawiam do następnego Przekładańca.
Małgorzata Goraj-Bryll
PS. Zwycięskie prace znajdziecie na www.bryll.neostrada.pl i www.woe.edu. pl. Zapraszamy.